Rygor, przymus, niechęć, walka. Tak kojarzą mi się słowa „dyscyplina” i „samodyscyplina” w kontekście nauki języków. A któż nie słyszał, że do uczenia się KONIECZNA JEST SAMODYSCYPLINA? I pewnie niejednemu z nas zdarzyło się powtórzyć ten frazes. A wiesz, co wynika z mojego doświadczenia? Że z nauki języków nici, jeśli musisz się do niej zmuszać.
Jest we mnie sporo niezgody, gdy czytam na blogach czy profilach na Instagramie złote porady, jak najlepiej uczyć się języków. „Przygotować plan nauki, trzymać samodyscyplinę, oglądać Netflixa w danym języku”. Serio? A może by tak…
…zmienić swoje podejście do nauki języka?
Co więc zrobić, by uczyć się efektywnie i czerpać z tego przyjemność? O tym dowiesz się czytając dalej. 🙂
Daj się ponieść, zamiast robić sztywny plan.
Język to żywy twór, który poznajemy dopiero gdy zaczynamy z nim żyć. To tak jak w relacji – nie zaplanuję jej rozwoju, bo nie znam dobrze partnera i jeszcze nie wiem, kiedy przyjdzie czas na kolejne kroki. Sytuacja rozwija się wraz z tym, jak się poznajemy. Albo z nauką jazdy na nartach. Dopóki nie spróbuję pierwszych zjazdów na oślej łączce, nie będę wiedziała, jaki może być kolejny krok i przede wszystkim – kiedy będę na niego gotowa. Dopiero gdy zaczniesz uczyć się języka, poczujesz, kiedy warto sięgnąć po dane słownictwo, czy dowiedzieć się, jak zbudować zdanie w czasie przeszłym. A jeśli wspierasz się przemyślanymi materiałami, albo uczestniczysz w kursie – masz gotowy „plan”.
Albo spójrzmy na plan jak na swojego rodzaju postanowienia: „raz w tygodniu będę oglądać serial po niemiecku na Netflixie”, „co 3 dni godzinę posiedzę nad książkami”. Już widzę siebie, znajdującą między pracą a dwuletnią Jagienką co trzy dni godzinę na naukę hiszpana. 😀 Albo oglądającą serial po hiszpańsku, z którego nie rozumiem nic, frustrując się po 10 minutach, kiedy wykończona mam ochotę obejrzeć Hotel Paradise 😀 (chociaż Hotel po hiszpańsku może nie byłby głupim pomysłem). Mnie to nie przekonuje. A Ciebie?
Zadbaj o radość z uczenia się, zamiast trzymania samodyscypliny.
Może warto zastanowić się, co by było, gdybym wchodziła w interakcję z językiem tylko wtedy, kiedy akurat mam na to ochotę? Albo, by przyswajanie kolejnego języka dawało mi radochę? Bym nie mogła doczekać się kolejnej chwili dla mnie i mojego hiszpańskiego? By mi się po prostu chciało? Bym nie musiała się dyscyplinować?
Jeśli zmusisz się do zajęć, to w przypadku języka, który jest narzędziem komunikacji, a nie czymś, co można zdać i zapomnieć, nie nauczysz się trwale. Jeżeli źródła języka, po które sięgasz, nie są inspirujące, to nie zapamiętasz trwale żadnych zwrotów. Aby pamiętać, potrzebne są emocje.
Jak to robić? Wybieraj takie źródła kontaktu z językiem, które będą karmiły Cię jako człowieka. Czytaj to, co czytasz też po polsku, obserwuj takie profile na Instagramie, których odpowiedniki w języku polskim Cię inspirują.
Psychiatra Manfred Spitzer w swojej książce „Jak uczy się mózg” pisze: „Nie zmusisz mózgu, by się czegoś nauczył.” Możesz mu natomiast pokazać, że to, na nauczeniu czego Ci zależy, jest dla Ciebie ważne, opisuje istotne dla Ciebie elementy życia i dostarcza Ci radość. Mózg chętnie uczy się na autentycznych materiałach i pozytywnych emocjach.
Postaw na krótsze odcinki, zamiast długiej drogi.
Wybieraj krótkie filmy na YouTube, albo krótkie podcasty, zamiast frustrować się po 10 minutach serialu, bo nic nie rozumiesz. Dodatkowo wyszukaj sobie takie kanały, które będą dla Ciebie inspiracją, a język stanie się jedynie środkiem do zdobycia interesującej dla Ciebie wiedzy. Mogą to być Ted Talks, kanały kulinarne, coachingowe, podróżnicze… Co lubisz?
Krótkie odcinki jesteś w stanie zrozumieć, pauzować, przewijać, a dzięki temu rozumieć więcej, zapamiętywać więcej i odczuwać satysfakcję.
Troska o dobrostan, zamiast dyscypliny.
Nie mam na myśli wyłącznie mądrych wyborów źródeł języka, czy zadbania o to, by nauka dawała radość. Co powiesz na samoakceptację zamiast dyscypliny? Na danie sobie prawa na gorszy dzień, brak ochoty na zrobienie czegoś „produktywnego”, na akceptację niedoskonałości?
A niech mnie teraz zlinczują inni nauczyciele albo zwolennicy rygoru – zupełnie mi to nie robi! Wiesz, co Ci powiem? Bądź dla siebie serdeczny i odpuszczaj naukę wtedy, kiedy Ci się po prostu nie chce. Serdeczność wobec siebie samego to dla mnie też danie sobie przyzwolenia na odwołanie zajęć, gdy nie mam akurat na nie ochoty. Albo nawet… rezygnacja z kursu, gdy czuję, że tak będzie dla mnie w tym momencie najlepiej. Wrócisz, kiedy poczujesz, że tego Ci trzeba. <3
Magda